Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom II.djvu/032

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nic nie rozumiem — mruknął, przeczytawszy pismo.
— Może ci pomogę — mówił Publiusz, biorąc z rąk przyjaciela papier.
„Szczera przyjaciółka czeka na ciebie z dobrą wiadomością — pisał ktoś po grecku. — Bądź dziś przed północą na Palatynie, pod murem ogrodów cesarskich, a dowiesz się reszty na miejscu“.
Podpisu nie było.
— Zagadka bardzo łatwa do rozwiązania — wyrzekł Publiusz, oddając list Serwiuszowi. — Jakaś wielbicielka naznacza ci schadzkę.
— Nie zawiązałem w Rzymie żadnych stosunków miłosnych.
— Ale podobałeś się niezawodnie niejednej Rzymiance.
— A może chce mi ktoś życzliwy wskazać ślad Tusneldy.
— Wątpię. W każdym razie włóż pod tunikę zbroję i weź z sobą Hermana i Zygfryda, noc bowiem sprzyja zarówno zbrodni, jak miłości.
Na progu sali ukazał się Artemidorus, donosząc panom, że obiad podano.

................

W kilka godzin potem przemykał się Serwiusz w towarzystwie Hermana i Zygfryda zaułkami, zdążając w stronę Palatynu. Szli szybko, oglądając się ostrożnie wokoło, ilekroć skręcali w nową ulicę.
Ale uboga część miasta spała już. Tu i owdzie tylko zataczał się spóźniony pijanica, lub odezwał się miarowy krok straży miejskiej.