Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom II.djvu/037

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale wiecznie żyć będzie słodka zdrada Amora.
Serwiusz wzruszył ramionami.
— Tyłu znajdziesz w Rzymie chętnych do owej słodkiej zdrady...
Odwrócił się, chcąc odejść. Ale nieznajoma ujęła go za ręce i mówiła szybko szeptem namiętnym:
— Sławę ci dam i znaczenie, którego ci zazdrościć będą wszystkie ziemie germańskie... Pod stopy twoje rzucę konsulów i pretorów, przyodzieję cię w purpurę naczelnego wodza, aby imię twoje całe imperyum z czcią powtarzało.
Serwiusz słuchał uważnie. Któraż z Rzymianek mogłaby go nęcić tak dumnemi obietnicami? Znajdował się w ogrodach cesarskich... Byłażby to...
A nieznajoma tuliła się znów do niego, blizka, pokorna, prosząca. Ognie szły z jej ciała do jego rąk, ogarniając go płomieniami.
— Miłość Rzymianki wypali w sercu twojem pamięć owej bladej dziewczyny germańskiej... zniszczy jej obraz na zawsze... pokryje go popiołem... — szeptała, zarzucając Serwiuszowi ramiona na szyję.
Ale on uwolnił się po raz wtóry z objęć niepożądanych i pochwyciwszy zasłonę, odrzucił ją z głowy nieznajomej.
Promienie księżyca oświeciły śniadą twarz dojrzałej kobiety, przypominającej rysami Tullię Kornelię. Te same duże, czarne oczy jarzyły się pod czołem prostem, te same zmysłowe, wydatne usta zachęcały do pocałunków.