Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom II.djvu/052

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ty mówisz, Mimut — pytała Mucya — że bogowie chrześcian kochają wszystkich ludzi, że wynagradzają dobrych, a karzą złych, zawsze sprawiedliwi i miłosierni?
— Wszystkich, pani — odpowiedziała niewolnica. — Dla naszego Boga nie ma bogatych i ubogich, panów i sług, wolnych i niewolnych. Nasz Bóg zrównał wszystkich, a kocha najwięcj słabych i nieszczęśliwych.
— To dlaczegóż korzystają głównie źli z darów tej ziemi, nikczemni panują nad szlachetnymi, podstępni, chytrzy nad szczerymi? Pieniądze, środek rozkoszy, lgną najchętniej do rąk brudnych, zaszczyty zaś zdobią częściej zręcznych niż zasłużonych. Dlaczegóż dzieje się wszystko na opak, kiedy się światu miał narodzić nowy, lepszy Bóg, jak wierzą chrześcianie?
Tullia słuchała uważnie. W miarę, jak Mucya mówiła, ożywiała się jej twarz. Radosny błysk rozświetlił jej oczy.
— Królestwo naszego Boga nie jest z tej ziemi, pani — objaśniała niewolnica. — Nie tu, lecz na innym świecie wymierzy Bóg chrześcian złym i dobrym sprawiedliwość.
— Na innym świecie? — pytała Mucya głosem zdziwionym. — Wy wierzycie, że człowiek żyje na świecie innym?
— Wierzymy, pani.
— Wy znacie ten świat inny? Gdzie on?
— Nie umiem ci tego powiedzieć, pani, ale nasi kapłani wiedzą, gdzie ten świat.
— Czy można mówić z waszymi kapłanami?