Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom II.djvu/068

Ta strona została uwierzytelniona.

czas czeka cię nagroda, o jakiej nie marzyłeś; lecz gdybyś mnie okłamał lub zawiódł, wtedy skonasz pod chłostą lub zginiesz w więzieniu. Możesz odejść!
— Będziesz wiedziała, pani, o każdej godzinie Mucyi Kornelii — odezwał się niewolnik i dotknąwszy ustami końca trzewika Tulli, oddalił się, cofając się tyłem.
Chcąc natychmiast wykonać rozkaz pani, zbliżył się cichą stopą do pokoju Mucyi i uchylił bez szelestu kotary. Słabe światło lampy nocnej padało na puste łóżko...
Trzymając się ścian i nasłuchując uważnie, obszedł cały dom, a gdy nie znalazł nigdzie Mucyi, wyszedł do ogrodu. Ale i tu szukał daremnie.
Szukał daremnie. Mucya bowiem opuściła przed godziną dom w towarzystwie Mimut i dwóch gladyatorów germańskich, z których jeden świecił z przodu pochodnią, a drugi postępował z tyłu z obnażonym mieczem w ręku.
Otulona ciemnym płaszczem, zdążała zaułkami ku bramie Flamińskiej, a gdy wydostała się za miasto, skręciła na lewo, na drogę, wiodącą w stronę Tybru.
Nie była sama. Ze wszystkich stron ukazywały się gromadki ludzi, ciągnące w tym samym kierunku.
Okolica podmiejska stawała się coraz więcej pustą, uboższą. Tu i owdzie tylko błyszczało spóźnione światło w jakimś ogrodzie. Zdala dochodził szum rzeki, spływając się z ciszą nocną.
Mucya szła przeszło godzinę, kiedy się niewol-