Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom II.djvu/073

Ta strona została uwierzytelniona.

znawcy. Słusznie drwili filozofowie, iż narodził się wyłącznie dla nędzarzów.
Ale nie... Oko Mucyi, chodząc nad tłumem, zatrzymało się nagle zdziwione. Wszakże to Metella, patrycyuszka, jak ona, jedna z niewielu matron rzymskich dawnego obyczaju, wierna małżonka, wzorowa matka, hojna pani. A tam, w pobliżu ołtarza, klęczała Domicylla ze stanu rycerskiego obok starego Hortensyusza, który piastował temu lat kilka godność konsula. I Rufiusz, trybun legionów, i propretor Flaminiusz modlili się razem z niewolnikami.
Rozglądając się uważniej, policzyła Mucya kilkadziesiąt osób, zajmujących stanowiska wybitne. Wojskowi i świeccy dygnitarze ginęli w tłumie, nie usuwając się od nędzy. Nawet uczeni korzyli się przed wzgardzonym bogiem, bo oto wchodził właśnie do szopy Minucyusz Felix, głośny adwokat i retor, znakomity stylista, znany Mucyi z dzieł polemicznych i z mów wygłaszanych na rynku.
I on? Wszyscy prawnicy wyrażali się z uznaniem o jego wiedzy i zdolnościach.
Więc Bóg chrześcijan nie jest tylko przesądem ubogich i ciemnych?
Obecność osób jej towarzystwa usposobiła Mucyę lepiej do zebrania chrześcian. Gdzie była Metella i Domicylla, niewiasty szanowane powszechnie, tam mogła się i ona znajdować.
Ciekawie zaczęła się teraz nabożeństwu przypatrywać.
Słyszała nieraz, czytała nawet w pismach Frontona, że chrześcianie czczą głowę osła, zbierają się