Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom II.djvu/084

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dyakon zachodził do nas dwa razy — odpowiedział niewolnik.
— Czy nie mówił, ilu z naszych ujęli wczoraj pachołkowie miasta?
— W ręce ich wpadła Egipcyanka Mimut, niewolnica Mucyi Kornelii, i dwóch majtków z okrętów cesarskich.
Milczeli... Po jakimś czasie mruknął Felix:
— Krew ich splami sumienie trybuna Publiusza Kwintyliusza, którego igrzyska pretorskie odbędą się w przyszłym tygodniu.
Znów się zamyślił, potem zapytał:
— Czy rządca rozdał dziesięć tysięcy sesterców, przysłane przez Metella za wygrany proces, między ubogich naszej gminy?
— Stało się podług twego rozkazu, panie.
— Zostaw mnie samego...
— Śniadanie podane — przypomniał sługa.
— Nie mogę... Napiłem się dziś tyle żółci! — wyrzekł Felix, oddalając niewolnika ruchem ręki.
Kiedy został sam, dźwignął się ociężale z krzesła i zaczął chodzić po pokoju.
Ze wszystkich stron patrzyły na niego księgi i pergaminy, ustawione na półkach i w szafach. Co myśl ludzka wydała w przeciągu kilku wieków rozumnego, szlachetnego i przewrotnego, zebrał słynny retor i przetrawił w sobie. Zanim przyjął wiarę chrześcian, pytał o radę mędrców całej przeszłości, zacząwszy od kapłanów indyjskich, a skończywszy na Epiktecie i Frontonie. Burza, która szalała niejeonokrotnie pod jego czaszką, pobruździła młode