Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom II.djvu/090

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nic dziwnego dla mnie, którego ta sama ciekawość zawiodła pod krzyż — odpowiedział Felix — ale bardzo dziwne dla wszystkich czcicieli starego porządku. Za taką ciekawość można dać głowę.
— Cóż znaczy głowa bez światła życia, bez wiary?
Spojrzeli na siebie: on badawczo, ona śmiało. Było tyle stanowczości w jej oczach, że Felix nie wątpił o szczerości jej słów dumnych. Wiedział, że nie będzie broniła głowy, gdyby jej państwo od niej zażądało.
— Bóg nasz daje za nędzę ziemską życie wiekuiste — wyrzekł głosem miękkim. — Czy wierzysz w istnienie pozagrobowe człowieka?
— Modlę się do cieniów przodków — odpowiedziała Mucya.
— Oszczędzasz mi trudu przekonywania, chrześciaństwo bowiem polega głównie na wierze w jednego Boga i w duszę nieśmiertelną.
— Znam zaciekłych wrogów waszej wiary — wyrzekła Mucya — którzy drwią z wielobóstwa i szanują cienie przodków.
— Nie naszego Boga nienawidzą owi ślepi, lecz Jego dobroć i sprawiedliwość. Nie rozumiesz? — mówił Felix, spostrzegłszy pytanie w oczach Mucyi. — Twoje prawe serce zrozumie mnie natychmiast.
Felix podniósł wzrok do góry, jakby szukał ponad sobą natchnienia, potem zaczął głosem stłumionym:
— Możni i oświeceni naszych czasów prześla-