Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom II.djvu/091

Ta strona została uwierzytelniona.

dują Boga chrześcian, bo ten Bóg objawił tę samą prawdę dla wszystkich ludzi: dla wielkich i małych, dla mądrych i ciemnych, a oni pragną dla siebie prawdy osobnej. Wydziedziczeni obecnego ustroju społecznego nie mają, podług nich, prawa do opieki państwa, jak gdyby najnędzniejszy nędzarz nie cierpiał, nie płakał, nie myślał i nie tęsknił tak samo, jak wszechpotężny imperator. Nienawidzą naszego Boga, bo ten Bóg, chociaż pokorny, ubogi i cierpliwy, zagraża całemu porządkowi cesarstwa rzymskiego, żądając naprawienia błędów długiej przeszłości. Głosząc tę samą prawdę dla wszystkich ludzi, znosi on niewolnictwo; opiekując się głównie wydziedziczonymi, potępia chciwość i samolubstwo; zapowiadając karę za nieprawość, a nagrodę za dobroć, przeraża gwałt i pychę; stawiając duszę ponad ciało, gromi rozpustę. Ten Bóg, pozornie uległy, jest groźniejszym od wszystkich innych, bo przyniósł światu burzę, która powieje niebawem od wschodu do zachodu, od południa do północy i zmiecie z ziemi gruzy rozpadającego się porządku. Jego tchnienie odświeży ludzkość i nakreśli jej nowe drogi marzeń, celów i czynów. Człowiek, zmęczony czczem gadulstwem filozofii i zniechęcony do bogów, z których drwi każdy, kto tylko zechce, skąpie się w chrześciaństwie, jak w cudownem źródle, które wraca siły młodości. Świat nasz zestarzał się, zwiądł, spodlał, zrobił się głupim szydercą i wyuzdanym rozpustnikiem i dlatego musi ustąpić innemu. Widzą to doskonale wszyscy samolubni, którym zwietrzałe wyobrażenia i pojęcia zapewniają wygodny, spokojny byt na ziemi, i oto powód, dla którego prześladują