Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom II.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.

będzie cię strzegła na polu bitwy w chwili ciężkiej — wyrzekła Mucya — ja zaś...
— O, nie dziękuj! — przerwał jej Publiusz. — Ulegając twojej prośbie, dopuszczam się występku przeciw Rzymowi. Wiem o tem.. Ale tyle lat młodych poświęciłem służbie obywatelskiej, że mogę raz zgrzeszyć z miłości dla kobiety, która mi całe swoje życie oddaje. Jednakże nie proś mnie więcej o litość dla nieprzyjaciół ojczyzny...
Zbliżali się do domu Korneliów. Publiusz, pożegnawszy się z Mucyą, stukał właśnie do swojej bramy, kiedy usłyszał za sobą ciężkie kroki żołnierza.
Jeden z setników przybocznej straży cesarskiej stanął przed nim i przyłożywszy rękę do piersi, czekał na zapytanie.
— Czy do mnie? — odezwał się Publiusz.
— Boski imperator Marek Aureliusz prosi cię, przesławny trybunie, abyś przybył natychmiast na Palatyn — odpowiedział oficer.
— Stanie się według rozkazu boskiego imperatora.
Przebrawszy się szybko w jedwabną tunikę i w białe trzewiki i zarzuciwszy na siebie togę, wsiadł Publiusz do lektyki i kazał się zanieść na Palatyn.
Pałac Marka Aureliusza, wystawiony przed stu pięćdziesięciu laty przez cesarza Tyberyusza, różnił się tylko rozmiarami od zwykłych domów zamożniejszych Rzymian. I tu wchodziło się, jak wszędzie, wprost z przedsionka do sali przyjęć, a z niej