Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom II.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

kiedy ona straciła moc i godność? Jeżeli kto, to on wiedział, prefekt jazdy germańskiej, na kim polegała siła orłów rzymskich.
Jacy oni ohydni w tej swojej srogości!...
I on, barbarzyniec, nie ronił łez nad uciętą głową i poszarpanem ciałem. Przelana krew nie przyprawiała go o mdłości. Nie mógł się nieraz na polu bitwy doliczyć połowy swojej jazdy. Ale serca nie rozweselał nigdy widokiem niewinnego. Jego dusza miała wstręt do wszelkiej niesprawiedliwości.
A oni aż szaleją z uciechy.
Nie, nie wszyscy...
Wzrok Serwiusza, chodząc wokoło, padł na twarz Mucyi. Młoda patrycyuszka przytuliła się do ramienia Publiusza, jakby szukała u niego obrony przeciw okrutnemu widowisku. Przerażenie odebrało jej źrenicom blask, a ustom słodycz młodości. Skulona, blada, patrzyła na rzeź gladyatorów okiem szklistem.
Tej nie bawi nędza straceńców...
Życzliwie uśmiechnął się Serwiusz do Mucyi.
— Gdybyś ty kiedy odwagi mojej potrzebowała — ślubował w duszy — znajdziesz we mnie brata.
Odezwała się tuba, opadły miecze gladyatorów. Tylko połowa z nich ocalała; druga połowa zasłała arenę.
Kiedy zwycięzcy odeszli wśród oklasków publiczności do koszar, wybiegły z kryjówek czarne kruki. Gromadę murzynów prowadziło dwóch dozorców, z których jeden, niosący ogromny młot, był przebrany za bożka Merkurego, drugi za Cerbera. Stróż piekieł wkładał w rany poległych rozpalony żelazny pręt, badając, czy są gotowi do podróży