Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom II.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.

sce swojej zaprosić ciebie, znamienity prefekcie, na obiad dzisiejszy.
— Stanie się podług rozkazu boskiego imperatora — odpowiedział Serwiusz.
A kiedy się podkomorzy oddalił, zapytał:
— Czy i ciebie imperator zaprosił?
— Będziemy razem u Lucyusza — odpowiedział Publiusz — ale ja stawię się dopiero pod koniec obiadu, muszę bowiem wytrwać w amfiteatrze aż do zamknięcia widowiska. Boski lud rzymski (uśmiechnął się szydersko) nie przebaczyłby mi nigdy, gdybym uchybił obowiązkom gospodarza. Tobie jednakże radzę udać się wcześnie na biesiadę imperatora, abyś mógł z przedstawicielami władzy pomówić o swej sprawie, zanim kielich zacznie krążyć. Nie zaszkodzi nigdy, gdy się oprócz mnie, inni senatorowie za twoją krzywdę upomną. Byłoby także dobrze, gdyby Lucyusz Werus wiedział o gwałcie Fabiusza.
Na arenie szły teraz szybko po sobie widowiska mniej wrzaskliwe. Jakiegoś ojcobójcę, skazanego na śmierć przez ogień, ubrano w suknie, nasycone materyałem palnym. Płomienie buchnęły, ogarniając nieszczęśliwego, a motłoch śmiał się i dowcipkował, wołając: niewygodna tunika! Z innego zbrodniarza, przybitego do krzyża, darły dwa lwy krwawe szmaty, kłócąc się o jego kości. Trzeci smażył, pod groźbą miecza, zawieszonego nad jego głową, rękę w rozżarzonych węglach.
Pod wieczór zaczęły się dolne piętra amfiteatru powoli wypróżniać. Za Lucyuszem Werusem wyszła znaczna część senatorów, za purpuratami rycerstwo. Gdy majtkowie cesarscy, pełniący służbę