Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom II.djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.

którą mu jakiś zuchwalec sprzątnął z przed nosa. Dwa miesiące! Za wiele to czasu, aby wyssać i cisnąć najsłodszą miłość, a on tęskni ciągle. Niewiasty cesarstwa powinny mu wystawić pomnik w świątyni Wenery i modlić się do niego, jako do bóstwa wierności. Takich kochanków mało dziś w złotej, wiecznej Romie.
Senatorowie uważali sobie znów za obowiązek dziwić się stałości Serwiusza, a on, oparłszy głowę na dłoni, patrzył z pod czoła na czerwoną, nabrzmiałą twarz imperatora.
W jego spojrzeniu nie było uległości rzymskich dygnitarzów. Źle ukrywana pogarda czaiła się w niebieskich źrenicach germańskich, które miały w tej chwili połysk stalowy.
— Za taki wzrok — mówił Lucyusz Werus — zdjąłby ci Kaligula, Neron albo Domicyan z szyi piękną głowę, ale ja wypiję zdrowie twojej miłości najstarszym falernem, jaki przechowują piwnice cesarskie, bo imperatorów cieszy czasami duma poddanych. Za wiele oklasków słyszymy naokoło siebie i zawiele pokłonów widzimy.
Skinął na ochmistrza dworu.
— A ty — zwrócił się do prefekta miasta — spraw, żeby Serwiusz Klaudyusz Kalpurniusz nie szukał dłużej nadaremnie swojej narzeczonej. Chcę ujrzeć jaknajprędzej kobietę, która wzbudziła w naszym dzielnym prefekcie uczucie tak gorące i trwałe, iż nie ostygło nawet w Rzymie. Nędznych przestępców politycznych, fanatycznych chrześcian, umiecie wydobyć z pod ziemi, ale gdy idzie o to, aby wymierzyć sprawiedliwość mężowi, zasłużonemu Rzymowi, wówczas tracą wasze psy wiatr i czujność.