wszystko bowiem, co widzimy, jest tylko naśladowaniem rzeczy nieistniejących w przyrodzie.
— A gdzież są owe rzeczy? — wtrącił Marek
— Nigdzie, bo żeby były, toby nie były.
Głośny śmiech przerwał wywody Chryzypa. To śmiał się Polygenes, uczeń Demokryta.
— Idee... idee... — przedrzeźniał, patrząc urągliwie na wielbiciela Sokratesa. — On widzi idee... rzeczy, które nie istnieją... ma wzrok doskonały... może być augurem. Wszystko próżność. Człowiek jest zbiorem atomów, igrzyskiem losu... życie warte tylko śmiechu.
— Wszystko próżność i nicość — wtórował mu inny filozof, należący do szkoły Heraklita. — Niema nic na świecie trwałego, rozkosz jest boleścią, rozum głupstwem, szlachetność podłością, szczerość obłudą, świat dzieckiem, co się fraszkami bawi. Płaczcie nieszczęśliwi, albowiem wszystko jest nicością...
— Oprócz miłości i wina — odezwał się Arystodemes.
— Oprócz rozumnej szczęśliwości — dodał Pytyasz.
— Głupstwo... nicość — bełkotał uczeń Heraklita, któremu falern język obezwładnił.
— Nic nie wiedzieć, nie słyszeć, nie rozumieć — mruczał sceptyk Polikrates, pijany już zupełnie — Ten mądry, kto zazdrości rozumu zwierzęciu...
— Głupcy — warczał dobrze wypasiony cynik Arystides. — Pragną rozkoszy... Złączcie się z ubóstwem, pracą i głodem... Jeżeli macie pieniądze, rzućcie je do wody, jeżeli odziedziczyliście dom, zburzcie go i zamieszkajcie w beczce, rowie, grobie...
Filozofowie, podnieceni winem, zaczęli się kłó-
Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom II.djvu/155
Ta strona została uwierzytelniona.