Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom II.djvu/157

Ta strona została uwierzytelniona.

młodszego imperatora, a Marek Aureliusz, dowiedziawszy się o pohańbieniu swoich ulubieńców, zmartwi się, jak zawsze po każdym wybryku Lucyusza.
Więc to była owa niespodzianka, jaką Werus zapowiedział! Ładnie się bawi imperator rzymski, chwytający skwapliwie każdą sposobność w celu obrażenia uczuć starszego brata.
Serwiusz nie oburzał się, lecz dziwił się coraz więcej. Wszystko, co widział dotąd w Rzymie — jego teatry, walki gladyatorów, biesiady, zebrania towarzyskie, senatorów i kobiety — nie zgadzało się bynajmniej z obrazem, jaki sobie prowincye wytworzyły o stolicy państwa.
Godność, siłę i powagę spodziewał się Germanin znaleźć w mieście miast, a zastał swawolę, rozpustę i rozkład moralny.
I znów lęgły się pod czaszką Serwiusza myśli groźne. Wszakże był synem i wnukiem wojowników, którym dopiero niemocna starość wytrąciła broń z ręki.
Spoczywając obok Publiusza, cichy, skupiony, daleki od pijanej wrzawy senatorów i filozofów, obliczał w duszy siły swojego ludu i porównywał je z legionami Rzymu. Gdyby się cała Germania przewaliła przez góry, zalałaby Italię powodzią straszliwą. Nie potrzeba nawet całej... Połowa, byle karna, rozumiejąca potęgę zjednoczenia, zamieniłaby w perzynę stolicę cesarstwa i jej złote pałace...
Ale pozwoląż się te dzikie dzieci lasów okiełznać i poprowadzić w szyku bojowym na odwiecznego wroga, ugnąż się te harde barki pod jarzmo jednej woli?