Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom II.djvu/167

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ziemia Egiptu odmówiła ziarna.
— Do Hiszpanii, Brytanii, gdzie chcesz, bylebyś mnie nie nudził.
— Motłoch grozi Palatynowi...
— Uspokoi się, gdy mu pretoryanie krwi upuszczą.
— W lasach germańskich zbiera się burza.
Lucyusz ziewnął.
— Poślij legiony, kohorty, centurye, baby, dzieci, co chcesz! — zawołał zniecierpliwiony — a mnie daj pokój. Śledzisz moje kroki, jakgdyby mnie twoje zajmowały. Chociaż mam prawo dzielić z tobą władzę, zostawiam ci panowanie niepodzielne, nie wtrącając się do spraw cesarstwa. Nie wtrącaj się i ty do mojego postępowania i pozwól mi żyć tak, jak mi moje upodobania nakazują. A jeżeli twoja natura bakalarska potrzebuje koniecznie kogoś naprawiać i uczyć, to zacznij od pani teściowej i od swego gagatka Kommoda. Ładnego imperatora przygotowujesz dla Rzymu!
Marek Aureliusz opuścił głowę. Słowa brata ugodziły w najboleśniejszą ranę jego serca.
— O, Lucyuszu — wyrzekł głosem stłumionym i oddalił się wolno, jak przyszedł.
— Chciałeś tego — mruknął za nim Lucyusz.
Pobłażliwość dla wybryków żony i syna była czarną plamą na czystem sumieniu Marka Aureliusza. Znał on bardzo dobrze postępowanie Faustyny i dzikość Kommoda, który kłół już w latach chłopięcych nauczycieli szpilkami i bił niewolników. Ale pierwsza posiadała wielki majątek, a drugi był jego dzieckiem ukochanem.
Mógłżeby uczynić, zadość obowiązkom hojnego