Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom III.djvu/007

Ta strona została uwierzytelniona.
I.

Marek Kwintyliusz, opuściwszy pałac cesarski, nie udał się wprost do domu. Umówiwszy się z kilku młodszymi patrycyuszami, pojechał do senatora Mucyusza, gdzie wytrwał do rana przy kościach. Przegrawszy dar Werusa: niewolnika, złote naczynia, rydwan, cztery muły, woźnicę i wszystkie pieniądze, które miał przy sobie, wziął ciepłą kąpiel i kazał się zanieść do Fabiusza.
Były poborca spożywał właśnie śniadanie, kiedy mu doniesiono o przybyciu zięcia. Był sam, bez służby.
Nie podniósł się nawet z miękkiej sofy na powitanie Marka. Ręką tylko skinął i wskazał mu miejsce obok siebie.
Ale Marek nie spoczął obok teścia. Ułożywszy się na drugiej sofie, przypatrywał się Fabiuszowi przez zmrużone powieki.
— Może pozwolisz grzanego wina? — zapytał Fabiusz. — Chłodno dziś na dworze.