Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom III.djvu/037

Ta strona została uwierzytelniona.

Z jednego z ganków przecisnął się przez tłum setnik straży miejskiej.
— Czego tam? — zapytał.
— Spojrzyj tylko, dowódco — wyrzekł żołnierz, oświecając twarz Serwiusza pochodnią.
Setnik pochylił się nad skrępowanym.
— Prefekt Serwiusz Klaudyusz Kalpurniusz — mruknął — zdjąć więzy.
Kiedy oswobodzono Serwiusza z łańcuchów i powrozów, wyprostował członki i podniósł się z ziemi.
— Wy jesteście żołnierzami? — wyrzekł. — Tylko zbóje napadają starców i kobiety.
— Spełniamy rozkaz prefekta miasta — odparł setnik.
— Wiem, ale prefekt nie każe się znęcać nad nieszczęśliwymi, którzy nie stawiają oporu.
— Ty nie wyznajesz przesądu wschodniego, przesławny prefekcie? — zapytał setnik.
— Wyznaję dotąd wiarę boskiego imperatora, a na cmentarz chrześcian przybyłem po narzeczoną, którą tu odnalazłem.
— Rozkaż, a wydamy ją natychmiast w twoje ręce.
Tusnelda, skrępowana jak wszyscy chrześcianie, stała obok Mucyi.
Serwiusz przystąpił do niej, patrzył długo w jej oczy i wyrzekł z naciskiem:
— Ty nie jesteś cbrześcianką, Tusneldo. Powiedz setnikowi straży miejskiej, że schroniłaś się tylko do grobów podziemnych przed zemstą Fabiusza. Powiedz, Tusneldo!