Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom III.djvu/042

Ta strona została uwierzytelniona.
III.

Na Kapitolu, przed więzieniem Mamertyńskiem, zebrał się tłum ciekawych, czekających na przeprowadzenie więźniów do sali sądowej.
Próżniaczy motłoch, żądny taniej rozrywki, obiecywał sobie zajmujące widowisko. Bo nie codziennie pozwalano mu oglądać członka stanu senatorskiego, oddanego na pastwę ulicy.
Dawniej, za cesarza Domicyana, otwierały się drzwi karceresu bardzo często pzzed purpurą patrycyuszowską. Przedstawiciele najzasłużeńszych rodów rzymskich przekraczali próg wilgotnej nory, wykutej w skale, aby wrócić na światło dzienne w towarzystwie kata.
Ale tę smutną przeszłość pamiętali tylko ludzie bardzo starzy.
Od chwili, kiedy Antoninowie zasiedli na tronie, drżała w Rzymie przed sprawiedliwością pretorów jedynie zbrodnia istotna. Kaprys monarchy nie straszył obywateli, denuncyacya przestała być rze-