Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom III.djvu/060

Ta strona została uwierzytelniona.

Ona klęczała na posadzce z głową opuszczoną, przygnieciona ciężarem jego klątwy...
Jej miłość znieważa? Jej dotknięciee plami? I to mówił on, Publiusz Kwintyliusz Warus, jeden z niewielu mężów, których sąd resztki uczciwego Rzymu szanował?...
Strzaskana była duma Tullii, zmiażdzone wszystko, co wypełniało jej życie. Ten, któremu niosła serce kochające, odepchnął ją z pogardą, a wierzyciele wypędzą ją jutro, pojutrze z pałacu Korneliów. Dzieci będą wskazywały na nią palcami na ulicy, wołając: Siostrobójczyni!
Tullia rzuciła się gwałtownie.
— Nie, nie, klęsce mojej nie będzie nikt urągał, nikt, nikt! — zawołała, zrywając się z ziemi. — Klątwa twoja nie spełni się, Publiuszu, nie spełni...
Otworzyła biust cesarza Augusta i wydobyła z niego truciznę Lokusty!
Przyłożyła flaszeczkę do ust... wzdrygnęła się...
Zdawało jej się znów, że słyszy naokoło siebie żałosny płacz wichru.
Odetchnęła głęboko.
— Tullia Kornelia miałaby się lękać śmierci? — dodawała sobie odwagi. — To strach dla motłochu!
Wypiła szybko truciznę, schwyciła się rękami za gardło, postąpiła kilka kroków naprzód i runęła na posadzkę.
Napój, wynaleziony przez powiernicę Norona, oddziałał piorunująco.