Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom III.djvu/067

Ta strona została uwierzytelniona.

głowę, mówił głosem, w którym drżała prośba gorąca:
— Narzeczona moja, uprowadzona z więzienia przez litościwego niewolnika, ukrywała się przed zemstą Fabiusza w grobach chrześcian. Tam, w tych smutnych podziemiach, poznała nowego boga, który wyciągnął ręce błogosławiące nad wszelką nędzą, pocieszając wydziedziczonych tej ziemi szczęściem innego świata. Sponiewierana dziewczyna, ścigana jak dzikie zwierzę, niepewna ani dnia, ani godziny, oczekująca ciągle śmierci sromotnej, uchwyciła się tego boga oburącz, jak chwyta konający cień życia, uwierzyła w obietnice jego kapłanów... została chrześcianką. Ty zrozumiesz i przebaczysz jej złudne nadzieje, jej występek, boski imperatorze, bo oko twoje wnika w najgłębsze tajniki serca, a myśl ogarnia i tłómaczy wszystkie obłędy ludzkie. Filozof zmiłuje się nad tą nieszczęśliwą i nie potępi jej za to, że się w chwili ciężkiej rzuciła do stóp boga, którego dobroć nauczyła ją znosić cierpliwie poniewierkę i samotność.
Serwiusz zgiął kolana.
— Zdejm z jej głowy wyrok pretora, imperatorze-filozofie — prosił — wróć mi narzeczoną...
Serwiusz, pochylony, nie widział, że się wyraz twarzy Marka Aureliusza zmieniał w miarę, jak mówił. W jego oczach, patrzących zwykle łagodnie, zaświeciły błyski stalowe, a usta uśmiechnięte z początku życzliwie, zwarły się szczelnie. Zdawało się, że jego miękkie rysy zastygły pod wpływem mroźnego powiewu.
Serwiusz nie wiedział, że ten mędrzec w ko-