Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom III.djvu/088

Ta strona została uwierzytelniona.
VI.

Gdy się Mucya przebudziła, ujrzała przed sobą rozległą kotlinę, otoczoną zewsząd górami, a na niej mnóstwo ognisk, około których siedzieli żołnierze, podłożywszy pod siebie, skóry dzikich zwierząt.
Chłodne słońce zimowe przebijało słabo przez gęstą warstwę chmur, pokrywających cały widnokrąg jednostajną, szarą barwą. Tak nizko leżały nieruchome, ciężkie obłoki, że zdawały się spoczywać na szczytach gór, porosłych jodłami.
Dokądkolwiek się oko Mucyi zwróciło, wszędzie widziało śnieg, lód, skostniałe drzewa, zastygłe wody... martwotę.
Na Rzymiance, urodzonej w słonecznej i barwnej krainie południowej, zrobił ten posępny krajobraz wrażenie przygnębiające.
Wszystko, co się z nią działo od kilku tygodni, było tak dziwne, że przypominało opowieści z romansów greckich.
Nazajutrz po zaręczynach skrępowali ją prości