Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom III.djvu/095

Ta strona została uwierzytelniona.

nemu sercu słowa pociechy. U was tyle gwaru i nienawiści, iż człowiek staje się człowiekowi wilkiem. Jeden zawadza drugiemu, brat zazdrości bratu, swoje tylko sprawy mając na względzie. Kocham cię, ojczyzno moja...
Germanka wpatrywała się w dalekie góry z zachwytem; Rzymianka pochyliła głowę. Pierwsza zbliżała się z każdym krokiem do Markomanii, druga oddalała się od ziemi swojej.
Mucya zaczęła rozumieć, co się naokoło niej działo. Wprawdzie otaczali ją legioniści rzymscy ale orły cesarskie nie błyszczały nad nimi. I nie w języku łacińskim rozlegała się komenda. Kiedy trębacze zadęli w rogi, odzywały się sygnały, nieznane Rzymiance.
Od czasu do czasu zamajaczyły na śniegu, na skraju lasów, w skóry przyodziane postacie. Wówczas pędził do nich jeden z chorążych, trzymających się boku Serwiusza, dawał im zdaleka jakieś znaki, a kiedy się zbliżył, rozmawiał z nimi jak przyjaciel z przyjaciółmi. Obcy wojownicy znikali w puszczy, a poseł przyłączał się znów do wojska rzymskiego.
Mucya domyśliła się prawdy. Nie żołnierze cesarscy przebywali tak spokojnie ziemię Kwadów. Ci ludzie wypowiedzieli imperatorowi posłuszeństwo i zwrócą prawdopodobnie przeciw niemu broń wiarołomną. Rokoszanom, wrogom świętej Romy, zawdzięczała życie...
Tusnelda szczebiotała ciągle wesoło, jak ptaszyna, wypuszczona z klatki, lecz Mucya nie brała udziału w jej szczęściu. Im więcej oddalała się od