Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom III.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.
IX.

Ta burza już się zbliżała, chociaż była jeszcze tak daleko, że jej straż pograniczna cesarstwa słyszeć nie mogła.
W kniejach i puszczach, na całej przestrzeni wolnej Germanii, od Renu począwszy aż do gór Dacyi, rozbrzmiewał szczęk broni i rozlegały się w świętych gajach głosy kapłanów.
Głuche zwykle lasy ożywiły się. Naczelnicy rodów ciągnęli z drużynami swojemi na wiece do głównych ognisk plemienia; sąsiad odwiedzał sąsiada, wróg godził się z wrogiem, starszyzna radziła, młodzież uczyła się rzemiosła wojennego, a wszyscy przygotowywali się na wyprawę przeciw Rzymowi.
Ani się zmówili, ani mieli bezpośrednią przyczynę do wojny.
W ziemiach, które uznawały protektorat imperatora, nie stało się nic takiego, coby tłómaczyło ruch niezwykły. Poborcy daniny uciskali wprawdzie lenników, koloniści rzymscy podburzali rozmyślnie