Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom IV.djvu/008

Ta strona została uwierzytelniona.

— Oczy mojego wodza ucieszę po miesiącu widokiem karnego wojska — odezwał się Herman.
— Zaprowadzisz w obozie porządek rzymski.
— Stanie się podług rozkazu.
W ponurem milczeniu słuchali panowie germańscy rozporządzeń Serwiusza, które się nie wszystkim podobały. Ale za dumną postacią księcia stał błyszczący mur, zbudowany z trzech tysięcy piersi, pokrytych żelazem. Jedno skinienie, a ten mur runie na nich i zmiażdży ich swoim ciężarem. Groźna postawa byłych legionistów nie zachęcała do oporu.
Więc kiedy się Serwiusz zwrócił do naczelników i zawołał: Za mną, szlachetni panowie! — podążyli za nim wszyscy, aby rozpoczęć pod jego kierunkiem naukę słuchania i rozkazywania.
Biały dzień nie dziwił się odtąd lenistwu wojowników germańskich i ustała wrzawa głosów pijanych.
Jeszcze późne słońce budzącej się dopiero wiosny nie rozwidniło na wschodzie lesistych szczytów gór, kiedy trąby nawoływały do porannej kąpieli. Oddziałami zanurzali się Germanowie w strumieniu, który przecinał dolinę, i pluskali się bez wstrętu w mroźnej wodzie.
Zaraz po śniadaniu, po zupie jęczmiennej, zaprawionej szczyptą soli, zmieszanej z popiołem, rozpoczynały się ćwiczenia wojskowe. Pod dozorem byłych setników rzymskich uczyli się barbarzyńcy prawidłowej szermierki i sztuki walczenia podług komendy.
I teraz nie skąpił Serwiusz ulubionego piwa,