gdzie tyle pocisków pada, znajdzie się także jeden dla Kornelii... Tylu mojej krwi złożyło głowę na polach sławy... a życie bez ciebie, bez Rzymu dusi mnie, jest męczarnią...
I znów zakwiliło na piersi Publiusza ciche łkanie kobiety, pozbawionej przez dumę panów świata ogniska domowego za to, że chciała się modlić do Boga ubogich i wydziedziczonych.
— Ty nie oddasz mnie powtórnie w ręce kata — prosiła Mucya — ty pozwolisz mi żyć, jak mi nakazuje moja wiara, dla nieszczęśliwych i cierpiących, albo umrzeć, jak mi nakazuje moja krew, śmiercią Rzymianki za ojczyznę. O, ty nie wiesz, jak zniewaga boli Kornelię...
Publiusz objął jej głowę, jakby ją chciał zastawić przed ciosem.
Miał-że on już prawo do bezlitośnej dumy rzymskiej? Nie był-że i on nieszczęśliwym i cierpiącym? Może go jutro ciśnie pod stopy zwycięzcy...
— Będziemy służyli razem ojczyźnie, Mucyo — wyrzekł. — Może widok naszej hańby nawróci serce twoje do odwiecznych podań Rzymu..
— O Publiuszu! — zawołała Mucya, całując jego ręce.
Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom IV.djvu/052
Ta strona została uwierzytelniona.