Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom IV.djvu/068

Ta strona została uwierzytelniona.

prowadzi je na wroga. Blask potęgi imperatorskiej, splecionej z długiego łańcucha zwycięztw i tryumfów, olśni i porazi barbarzyńców Samo imię cesarza, władcy świata, starczy za wojsko. Zbyt długo i zbyt dotkliwie czuli Germanowie na sobie rękę imperatorów, by nie mieli zadrżeć na ich widok...
Marek Aureliusz dźwignął się z krzesła. Jego policzki zabarwiły ceglaste wypieki, a w oczach malowało się znużenie. Zarzęziło mu w gardle — zakaszlał. Sięgnął ręką po naczynie, znajdujące się na stole, i przyłożył je do ust. Pił chciwie miksturę, przyrządzoną dla niego przez samego Galena, zwaną teryakiem. Wątłe zdrowie zawodziło go coraz bardziej.
Kotara zaszeleściła i do pracowni wsunęła się cichą stopą wysoka postać niewieścia. Zbliżywszy się do cesarza, dotknęła ręką jego czoła i spojrzała mu uważnie w oczy.
— Znów kaszlesz? Nie przecz, słyszałam. I oczy masz podkrążone i skronie zimne. A prosiłam, żebyś tyle nie pracował.
— Prosiłaś? — mruknął Marek Aureliusz zdziwiony.
Nie przypominał sobie już bardzo dawno, ażeby stan jego zdrowia obchodził cesarzową. Więc chciała czegoś od niego...
— Jeszcze wczoraj mówiliśmy obszernie z Galenem o wyczerpaniu twoich sił — kłamała Faustyna, oplatając szyję męża białem, okrągłem ramieniem. — Potrzeba ci dłuższego wypoczynku.