Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom IV.djvu/099

Ta strona została uwierzytelniona.

I ty lękasz się owego upiora, który straszy już tylko tchórzów i nieświadomych? Otrzyj pot z czoła i wróć do przytomności! Zapewne przysłał Marek Aureliusz takich zdechlaków, jak on sam. Czy nie wiesz, że purpura senatorska pokrywa w Rzymie tylko próchno i zgniliznę?
Dobierał rozmyślnie określeń obelżywych, uwagi bowiem jego nie uszło wrażenie, jakie wiadomość o poselstwie cesarza wywarła na panach germańskich. Przeraziła ich, zatrzęsła ich odwagą...
Więc tak potężnym jest urok siły, opartej na powodzeniu całych wieków, że czaruje nawet wtedy, kiedy się jego blask rozpływa, jak łuna zachodzącego słońca?
Serwiusz odczuł wagę niebezpieczeństwa, które spadło na jego zamiary znienacka, bez przygotowania. Przysłał dary do Wadomara... Oni wiedzieli zawsze, do kogo i jak przemówić... Jego pominęli rozmyślnie...
— O, głupi stary — mówił. — Olśniewa cię przebaczenie imperatora, który zamiast wyruszyć w pole, zabawia się w złocistym pałacu pustą gadaniną z takimi cherlakami, jak on. Bo ty potrzebujesz jego przebaczenia... Ciebie okuli legioniści w żelaza hańbiące, włożyli ci na szyję postronek i pędzą cię na targowisko niewolników... Tyś jest pobity, ranny, niemocny, sam jeden wśród tysiąca wrogów, tobie strzaskano ramię i wydarto broń... Więc ciebie, nędzarza, cieszy łaskawy uśmiech szczęśliwego zwycięzcy... Ty będziesz lizał z wdzięcznością rękę, co cię głaszcze, samiast uderzyć, do czego zdobyła sobie prawo odwagą i męztwem... O, głupi stary...