Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom IV.djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.

— Boski imperator — prawił — żywił zawsze dla ciebie, potężny królu, przyjaźń życzliwą i pragnąłby utrzymać nadal stosunki, zawiązane z nami jeszcze przez wielkiego Marboda. Ponieważ doszło do naszej wiadomości, że dzierżawy twoje nie wystarczają już do wyżywienia catego narodu, przeto zgadza się boski imperator w łasce swojej na otwarcie dla pewnej części twoich poddanych prowincyi naddunajskich, pozwalając i Kwadom korzystać z tego dobrodziejstwa.
Zamilkł i obrzucił koło spojrzeniem uważnem. A kiedy mu odpowiedział szmer zadowolenia, płynący od męża do męża, mówił dalej:
— Po usunięciu tego kamienia niezgody, nie będzie już między nami powodu do sporów granicznych. My wrócimy do Rzymu, przejęci dla was uczuciami sąsiedzkiemi, wy zaś wrócicie za Dunaj z tem przeświadczeniem, że znajdziecie w nas zawsze sprzymierzeńców, chętnych do rady i pomocy, której wam nie odmawiamy na wypadek, gdyby was ludy wędrowne znów zaniepokoiły. I wasze i nasze dobro wymaga, byśmy mieszkali obok siebie zgodnie i odpierali wspólnemi siłami najazdy dziczy północnej. Zagraża ona tak samo wam, jak nam.
Coraz szerzej rozlewał się szept zadowolenia i coraz więcej oczu życzliwych zwracało się na senatora.
Bo słowa jego usuwały w istocie powód do dalszej wojny. Wszakże przekroczyli Markomanowie Dunaj, parci z północy przez ludy, szukające nowych siedzib. Niechby się wszystkie szumowiny