Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom IV.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.
XVI.

— Czy słyszycie? Ktoś woła na rzece...
Serwiusz pochylił się na koniu i wytężył wzrok przed siebie. Pochylili się Herman i Sygar i rozglądali się uważnie wokoło.
Nie było nic widać, chociaż księżyc stał właśnie nad Dunajem, srebrząc każdą falę.
— Żaden głos nie mąci jednostajnego szumu rzeki — odpowiedział Herman. — Jesteście znużeni, panie, potrzeba wam spoczynku.
— Nie mąci? — mówił Serwiusz. — A jednak nie myli mnie ucho. O, znów... Głos Rudboda, ojca mojego, unosi się nad wodami...
W tej chwili wyciągnęły konie szyje, potem, skupiwszy łby, zarżały krótko, cicho, tajemniczo, jakby się porozumiewały z istotami, ukrytemi dla oka ludzkiego.
Herman i Sygar spojrzeli zdziwieni po sobie, a Serwiusz patrzył ciągle w błękitnawą dal, rusza-