Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom IV.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.

znaczy wołanie przodków... Nie wrócę już z wami do lasów markomańskich. Zostanę tu...
Wskazał ręką na Dunaj.
— Byłeś mi wiernym sługą i przyjacielem od lat najmłodszych i twoje tylko prawe serce będzie strzegło mojego syna z czułą troskliwością ojca. Weźmiesz pięćdziesięciu naszych ludzi, przejdziesz jeszcze dziś przed północą rzekę i stawisz się jakprędzej przed Tusneldą. Powiesz jej, żeby w duszy naszego syna podtrzymywała płomień nienawiści do Rzymu. Ty będziesz go uczył cnót męzkich i sztuki wojennej. Gdyby Marek Aureliusz zwyciężył i wtargnął do Markomanii, zabierzesz Tusneldę, małego Radboda, cały mój dobytek i pociągniesz z naszym ludem na północ. Niech żaden z moich lenników i poddanych nie zabawia siłą i zręcznością motłochu rzymskiego w cyrkach i amfiteatrach, niech żadnego z nich nie zawloką na targowisko niewolników. W ręce twoje oddaję opiekę nad domem i plemieniem Radboda.
— Może was słuch omylił, panie — odpowiedział Herman. — Tyle głosów dziwnych rodzi się w ciszy nocnej.
— Nie wierzysz w to, co mówisz. Ty wiesz, że przeczucie nie zawodzi nigdy żołnierza.
Herman milczał.
— Przysięgnij, że spełnisz moją wolę — wyrzekł Serwiusz.
Ale Herman osunął się z konia i rzuciwszy się przed nim na kolana, błagał:
— Nie oddalajcie mnie od swojego boku, książę. Niech zginę razem z wami, jeżeli taka wola bo-