Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom IV.djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.

Każdy z nich wiedział bardzo dobrze, co należy uczynić, ale żaden nie miał prawa do rady bez jego rozkazu. Wszakże ten wylękniony marzyciel był ich imperatorem... Przed jego obrazem składali przysięgę wierności i posłuszeństwa.
Kiedy się nikt nie odezwał, wyrzekł cesarz głosem wzruszonym:
— Przyszedł na nas dzień ciężki. Komu z was bóg wojny poddał myśl szczęśliwą, niech jej nie chowa dla siebie.
Ą zwróciwszy się do Publiusza, dodał:
— Rozpoczynaj ty, legacie.
— Żołnierz nasz musi dotrzeć do wody — mówił Publiusz — bo go słońce zwycięży i musi sobie zdobyć więcej miejsca, by się mógł ruszać swobodnie. Dwa legiony iliryjskie ustawić w klin ostrym końcem na północ, barbarzyńcy bowiem uderzą równocześnie z dwóch stron. Trzeci, melityński, zostanie w tyle, w odwodzie i będzie się posuwał na lewo, ku miastu Arabo; niech wypełni przestrzeń, dzielącą góry od rzeki i otworzy wolną drogę na wypadek, gdyby o nas dziś bogowie znów zapomnieli. Jazda posiłkowa po bokach legionu melityńskiego... szyk bojowy zwykły, w cztery szeregi.
Dopiero kiedy skończył, zmiarkował Publiusz, że przemawiał językiem wodza naczelnego. Nie radził, lecz rozkazywał.
Ale Marek Aureliusz był tak zajęty treścią jego słów, iż nie zwrócił nawet uwagi na ich szorstką, żołnierską formę,
Spojrzał wokoło: trybunowie i prefekci milczeli.