Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/014

Ta strona została uwierzytelniona.

męczeństwem. Nie na to ginęli pierwsi chrześcianie na arenach, żeby ich potomkowie służyli tym psom pogańskim. Panowali dosyć długo. Teraz na nas kolej.
— Będziemy na przyszłych wyborach głosowali na Prokopiusza — wyrzekł szewc. — Gdyby biskup myślał tak, jak on, byłoby nam lepiej na świecie. Co Symmachowi po tylu ogrodach? Ten, za Tybrem, przydałby się moim dzieciom. Miałyby się gdzie bawić.
— Sto wołów kazał konsul wczoraj zarznąć na ucztę dla owych darmozjadów, co udają klientów jego rodu, a pobożny chrześcianin nie widzi kawałka mięsa przez cały tydzień — odezwał się handlarz owoców. — Żeby przynajmniej którego z nas zaprosił. Ale o tem, że i wyznawca prawdziwego Boga pożywiłby się chętnie przy stole biesiadnym, nie pomyśli taki poganin. Na co Baranek miłosierny cierpiał na krzyżu, kiedy oni zabierają najlepsze dary ziemi.
— Na to cierpiał — wtrącił żołnierz — żeby nas nauczyć pogardy rozkoszy tego świata.
Szewc roześmiał się głośno.
— Żółtodziób! — zawołał. — Jeśli ci się zachciewa męczeństwa, zapisz się do naszego cechu, a kij mojego czeladnika przysposobi cię odpowiednio do korony niebieskiej.
— Gdyby cię biskup słyszał, zamknąłby przed tobą kościół — mówił żołnierz. — Odbierz pieniądze temu, kto cię uczył zasad naszej wiary.
— A ty zwróć pieniądze temu, kto cię zapłacił za długie uszy. Nie obawiamy się już szpiegów i denuncyantów.