Wszystkie suknie męskie i żeńskie, zdobił szeroki szlak purpurowy stanu senatorskiego, wszystkie ręce pokrywały pierścienie i naramienniki. We włosach, na szyjach i trzewikach niewiast błyszczały perły i drogie kamienie, mieniące się w świetle licznych lamp, osłoniętych szkłem aleksandryjskiem.
Całe to świetne towarzystwo składało życzenia piętnastoletniej dziewczynie, onieśmielonej uprzejmością poważnych mężów i matron. Z oczami spuszczonemi, okryta cała welonem barwy ognia, słuchała Galla, jedyna córka konsula Symmacha, życzliwych słów przyjaciół ojca w milczeniu. Gorący rumieniec nie schodził z jej ładnej, świeżej twarzy, ujętej w ramy bujnych, ciemnych włosów, ułożonych starodawnym zwyczajem narzeczonych rzymskich, w sześć karbów.
Kształty postaci męskich ginęły w fałdach długich, do kostek sięgających tog, używanych już niechętnie przy końcu czwartego stulecia.
Jeden tylko gość Symmacha nie włożył na siebie narodowej sukni rzymskiej i nie brał udziału w rozmowie, prowadzonej półgłosem. Miał on na jedwabnej żółtej tunice srebrną koszulkę ogniwkową, a na niej płaszcz wojskowy kroju greckiego, zwany chlamidą, spięty na prawem ramieniu dużym ametystem. W jednej ręce trzymał złocony szyszak, drugą, oparł na rękojeści krótkiego miecza.
W trudnem znalazłby się położeniu, ktoby chciał określić jego narodowość. Złożyły się na niego widocznie dwie rasy. Pierwsza dała mu czarne, ogniste oczy południowca i śniadą cerę, druga pokryła jego czaszkę jasnym włosem. Mimo wyso-
Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/016
Ta strona została uwierzytelniona.