Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/019

Ta strona została uwierzytelniona.

Na znak ten umilkły szepty i stłumione śmiechy i utworzył się po obu stronach ołtarza domowego szpaler szeroki.
Tuż za liktorem postępowała młoda kobieta w białej, fałdzistej sukni, bez żadnych ozdób. Na czole miała szeroką przepaskę tej samej barwy, zaopatrzoną wstęgami, które spadały po obu stronach twarzy. Z jej lewego ramienia zwieszał się płaszcz purpurowy.
Wszystkie głowy schyliły się przed nią z uszanowaniem, ona zaś nie zdawała się dostrzegać hołdu. Szła wolno, nie zwracając uwagi na otoczenie, ze wzrokiem, utkwionym w posadzkę. Kiedy stanęła przed ołtarzem, skrzyżowała ręce na piersiach i oddała świętemu ogniowi pokłon głęboki.
— Rzymianka! — szepnął wojewoda.
— Tak, to Rzymianka — wyrzekł senator. — Przypatrz się dobrze temu prawdziwemu dziecku wilczego plemienia, bo to Fausta Auzonia, siostrzenica prefekta Flawiana. Jej przodkowie nosili już za konsulów pierścień rycerski. Ta pogodziłaby cię może z naszemi zwyczajami.
Wojewoda milczał. Od pierwszej chwili, kiedy się Fausta Auzonia ukazała w sali, błysnęło w jego źrenicach przyjemne zdziwienie. Ta wysoka, smukła postać, ruszająca sie z powagą królowej, przypominała w istocie matrony dawnego Rzymu. Mimo lat młodych miała na bladej twarzy spokój wieku dojrzałego. Czarne, w granat wpadające włosy, wysuwały się z pod przepaski, czarne brwi schodziły się prawie nad orlim nosem.