Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/022

Ta strona została skorygowana.

czaszki, ani orlego profilu, ani chłodnej dumy w oczach i ustach. Jego podłużna głowa, wysokie czoło, tworzące z nosem linię prostą, rozumne, myślące oczy i szpakowata broda składały się na typ greckiego mędrca.
Bardzo serdecznie dziękował Symmachus gościom za liczny udział w jego uroczystości rodzinnej. Senatorów całował w twarz, małżonki ich i córki zasypał słowami uprzejmemi. Tylko, gdy spostrzegł wojewodę, zmarszczył lekko brwi i na jego szerokich ustach zgasł uśmiech przyjazny. Zaprosiwszy świeżo z Wienny przysłanego naczelnika legionów, stojących załogą w Italii, uczcił w nim przedstawiciela imperatora. Za tę względność miał prawo żądać poszanowania zwyczajów miejscowych.
Ale pyszny żołnierz wystąpił w domu rzymskiego obywatela zbrojno, czego się dawniej nawet monarchowie wystrzegali.
Powitawszy każdego z osobna, zbliżył się Symmachus do ołtarza.
Podług odwiecznych podań rzymskich, sięgających czasów przedhistorycznych, był on, naczelnik rodu, najwyższym kapłanem kultu domowego. Tylko on miał prawo znosić się bezpośrednio z duchami przodków i rozplatać węzły, łączące członków rodziny z ogniskiem. Bez jego pozwolenia nie mógł nikt przejść w służbę innych duchów opiekuńczych.
Dopiero gdy on, z mocy swojej władzy ojcowskiej, zwolni Gallę z obowiązków, przykuwających ją do tradycyi Symmachów, będzie mogła dziewczyna ślubować narzeczonemu wiarę dozgonną. Bo z chwilą, kiedy ją ramię męża przeniesie przez próg