Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/023

Ta strona została skorygowana.

Flawianów, zgaśnie dla niej na zawsze święty ogień gniazda rodzinnego. Duchy jej własnych przodków nie pójdą, za nią pod dach obcy, gdzie czuwają nad bezpieczeństwem rodu inni, niewidzialni opiekunowie. Zleje się ona nietylko ciałem, lecz wiarą, uczuciami, celami życia z Flawianami, tworząc z nimi całość tak jednolitą, jakby się w pośród nich urodziła i wychowała.
Przeto musi ojciec, zanim ją wyda w ręce małżonka, przebłagać nasamprzód geniuszów rodu za jej odstępstwo od kultu, z którym przyszła na świat.
Zaledwie Symmachus stanął w obliczu świętego ognia, zaległa salę taka cisza, że było słychać tylko szelest płomienia. Wszystkie oczy zwróciły się na konsula. Ani jedne usta nie uśmiechały się szydersko, ani jedno spojrzenie nie drwiło z obrządku.
To pobożne skupienie zdziwiło wojewodę.
Wiedział on z książek, że wiara w bezpośrednie obcowanie zmarłych przodków z żyjącymi potomkami była właściwą treścią religii pierwotnych Greków i Rzymian, ale zdawało mu się, iż te zwietrzałe mniemania ustąpiły dawno miejsca świeższym, lepszym. Wszakże obniżył ich znaczenie Olimp ze swoją gorszącą mitologią, ośmieszyła je filozofia i usunęło w końcu na zawsze chrześciaństwo.
Prawie od lat stu, z małą przerwą rządów Juliana Apostaty, siedzieli na tronie Cezarów imperatorowie chrześciańscy, a byli między nimi bardzo gorliwi wyznawcy nowej wiary. Konstancyusz i Gracyan nie oszczędzali pogan, panujący zaś obecnie, pospołu ze szwagrem swoim, z młodym Walentynianem, Teodozyusz burzył świątynie bałwochwalców.