Ale Fausta Auzonia przytrzymała zasłonę szybkim ruchem ręki. Obyczaj rzymski karał śmiercią każdego mężczyznę, któryby się ośmielił dotknąć dziewicy Westy. Prawo to przysługiwało jedynie arcykapłanowi.
Duże, czarne oczy westalki spoczęły zdumione na wojewodzie.
On, domyśliwszy się powodu jej zdziwienia, mówił szybko głosem przyciszonym:
— Jeśli grzeszę przeciw waszym zwyczajom, niech mnie powaga chwili wytłómaczy. Widzę krew na twojej skroni.
Teraz odpowiedziała Fausta Auzonia, dziękując wojewodzie za troskliwość spojrzeniem przyjaznem.
— Rana moja jest tak nieznaczna, iż jej wcale nie czuję. Nie zwracaj na nią uwagi, bo mogłaby się stać przyczyną wielkiego nieszczęścia.
Gdy to mówiła, miał jej pełny, altowy głos tony miękkie.
Lecz liktor, który postępował obok niej, zauważył już jej skroń zranioną.
Podniósł do góry pęk rózg i zawołał:
— Rzymianie! Galilejczycy znieważyli dziewicę Westy!
Zatrzymali się klienci, nadbiegli pachołkowie miasta...
— Znieważyli dziewicę Westy! — powtórzyło kilka głosów.
Wieść ta pomknęła lotem wichru wzdłuż orszaku, rosnąc po drodze.
— Znieważyli! zranili! zamordowali Faustę Auzonię! — huczało wokoło.
Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/031
Ta strona została skorygowana.