klątwy, nawoływania, jęki, a ona nie zmrużyła nawet powiek. Była tylko jeszcze bledszą, a jej ściągnięte brwi utworzyły powyżej nosa prostą linię.
— Rzymianka! — szepnął Winfridus Fabricyusz, przypatrując się Fauście Auzonii z pod czoła.
Oddzielał go od niej wysoki i silny mur, zbudowany z pojęć, przekonań i zwyczajów długiego szeregu wieków, broniła mu do niego przystępu nienawiść religijna, której wybuchu był świadkiem.
Od strony Palatynu dolatywały już krótkie nawoływania komendy wojskowej.
Tłum, party zewsząd przez legionistów, zaczął się cofać. Żołnierze nacierali tarczami, rozbijając gromadki zapaśników.
I znów posuwał się orszak weselny w górę, ku Wyminałowi, ale okrzyki radosne ludu nie wtórowały pieniom dziewic. Ostrożnie, jak gdyby przerażony, wił się lśniący wąż przez opustoszały plac amfiteatralny.
Szła za nim z bocznych ulic wrzawa nienawiści, rozlewająca się coraz dalej a dalej, aż ogarnęła całe miasto...
Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/033
Ta strona została skorygowana.