Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/045

Ta strona została skorygowana.

— Twoja Prześwietność pyta, co mam na usprawiedliwienie czynu, który prawo nazywa występkiem? Niech odpowiedzą za mnie jeszcze niedawno tak żyzne, bogate łany południowej Kampanii, a obecnie tak ubogie, jakby wojna pospołu z zarazą po nich przeszła. Niech świadczą za mną miasta i sioła, straszące podróżnych zgaszonemi ogniskami, niech mnie bronią świątynie bez kapłanów. Ciężka stopa barbarzyńców nie znieważyła dotąd tej błogosławionej krainy, zaraza nie pokryła jej kirem żałoby, a ona, niegdyś strojna, wesoła i uśmiechnięta, przyodziała się w suknię sieroty, opuszczonej przez wszystkich.
Dekuryon zamilkł. I prefekt nie powtórzył pytania. Wiedział on bardzo dobrze, dokąd oskarżony zmierza, nie po raz pierwszy bowiem stawiano przed nim członków rad miejskich.
Ten biedak uciekł z rodzinnego miasta i porzucił godność, o którą się za czasów rzeczypospolitej i pierwszych imperatorów gorliwie ubiegano, bo nowe prawo przykuło go do gminy, jak właściciel ziemski dzierżawcę do gleby. Co się nazywało zaszczytem, było dla niego niewolą i trudem nad siły.
Z chwilą, kiedy cesarz Dyoklecyan zniósł ostatecznie urządzenia Rzymu republikańskiego, które przetrwały mimo Kaligulów, Neronów, Domicyanów i Karakallów aż do końca trzeciego stulecia ery chrześciańskiej, stały się gminy, miejskie i wiejskie, kozłem ofiarnym skarbu państwa.
Miejsce dawnej władzy, odznaczającej się prostotą, zajęła maszynerya złożona, obsługiwana przez całe wojsko urzędników. Gdzie przed Dyoklecya-