Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/055

Ta strona została skorygowana.

— Winfridus Fabricyusz przywiózł pismo cesarskie i dał mi do poznania, że nie szanuję świętości prawa.
— Nie rozumiem, że Arbogast mógł przysłać do Rzymu Galilejczyka. I on nie jest przyjacielem wschodniego zabobonu.
— Stało się to niezawodnie bez jego wiedzy. Arbogasta nie ma obecnie w Wiennie. Uśmierza on bunt Franków, którzy wtargnęli znów do Allemanii.
— Zdaje się, że chwila stanowcza nadchodzi...
— I mnie się tak zdaje... W prefekturze wschodniej zamykają już wszędzie świątynie.
Zamilkli.
Konsul patrzył przed siebie na żwir alei, prefekt ścigał wzrokiem białe obłoczki, które przesuwały się wolno na niebie. Pierwszy nie widział żwiru, drugi nie zauważył, że się rąbki chmurek zaróżowiły. Myśli ich odbywały daleką wędrówkę. Szły one z Rzymu do Konstantynopola, stamtąd do Wienny i wracały znów do Rzymu, szukając pomocy przeciwko sile cesarzów chrześciańskich. I tu i tam, i na Wschodzie i Zachodzie istnieli jeszcze liczni zwolennicy pogaństwa, lecz władza nie spoczywała w ich ręku. Jedyny Arbogast, naczelny wódz wojsk zachodnich prefektur, mógłby stawić czoło potędze imperatorów, ale ten Arbogast był przyjacielem osobistym Teodozyusza.
— Radź, Kwintusie — odezwał się Flawianus. — Gdy będzie potrzeba czynu odważnego, przyjdzie kolej na mnie. Teraz radź ty. Możeby dobrze było, gdybyś się udał do Medyolanu, do biskupa Ambro-