zyusza. Wszakże to Rzymianin i twój krewny. Jest to jedyny człowiek, któremu Teodozyusz ulega.
— Uczynię, czego żądasz — odpowiedział Symmachus — chociaż wiem z góry, że będzie to trud daremny. Właśnie Ambrożyusz jest najzaciętszym wrogiem bogów narodowych. On to podmawia Teodozyusza do zburzenia naszych ołtarzów.
— Twoja wymowa złamała już niejeden upór.
— Pojadę do Medyolanu, ale tymczasem trzeba wyzyskać ostatnie rozruchy. Naszych zabitych pochowamy uroczyście jak bohaterów, aby podrażnić uśpioną gorliwość tłumów. Mowę pogrzebową wygłoszę sam. Następnie wyślemy do Wienny i Konstantynopola mężów znacznych z prośbą do tronu. Gdy się Teodozyusz przekona, że starzy bogowie są u nas jeszcze potężni, cofnie może edykt ostatni.
— A gdyby się nie chciał przychylić do naszego słusznego żądania?
— Wówczas zaczniesz ty radzić, Wiryuszu.
Patrzyli na siebie długo, podając sobie oczami myśli, których nie chcieli powierzyć mowie.
Miasto ogarniała powoli cisza wieczoru. Turkot wozów i głosy ludzkie milkły, jak gdyby wrzawę dnia miękka ręka tłumiła.
Słońce skryło się właśnie za Janikulem, zostawiwszy po sobie morze blasków szkarłatnych. Cały kraj zachodni płonął, oblany łuną. Ogniste języki wysunęły się daleko, aż na sam środek sklepienia niebieskiego, zapalając po drodze białe obłoczki.
Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/056
Ta strona została skorygowana.