trzy osoby: senator Kajus Juliusz Strabo z siostrą, czternastoletnią Porcyą Julią, i młody patrycyusz, Konstancyusz Galeryusz Anulius. Goście nie rozłożyli się przez szacunek dla kapłanki na sofach, lecz siedzieli na krzesłach.
— Nie skończyłeś — zaczęła Fausta Auzonia, zwróciwszy się do senatora. — Mówiłeś, że mój wuj, Nikomachus Flawianus, otrzymał z Wienny nowe pismo cesarskie...
— Imperator żąda stanowczo wykonania edyktu Teodozyusza — odparł Kajus Juliusz.
— To znaczy, że nasi bogowie mają ustąpić zabobonowi Galilejczyków...
— Mamy zamknąć świątynie, zgasić ogień Westy i ukorzyć się przed gusłami Wschodu.
— Byłożby to możliwe?
— Zwycięstwo wiary galilejskiej, jeśli nie powstrzymamy jej rozwoju, staje się z każdym rokiem prawdopodobniejsze. Wiadomo ci, świątobliwa pani, że już Gracyan nietylko odjął naszym świątyniom zapomogi rządowe, lecz zabrał im nawet ich własne dobra. Nasi kapłani żyją z ofiarności publicznej, jak niegdyś prezbitrowie Galilejczyków. Koło prawowiernych ścieśnia się codziennie, ciągle bowiem przechodzą słabsi lub ubożsi do wrogów Rzymu, zwabieni posadami i zaszczytami, których władza nie skąpi odstępcom.
Fausta Auzonia słuchała uważnie, marszcząc brwi.
Kiedy senator skończył, spojrzała na niego badawczo i zapytała głosem szorstkim:
— I cóż wy na to, Rzymianie?
Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/064
Ta strona została skorygowana.