Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/074

Ta strona została skorygowana.

Wojewoda mówił głosem tak spokojnym, jak gdyby opowiadał o rzeczy najobojętniejszej. Tylko jego nozdrza drżały lekko.
Przyjaźniej i uważniej spojrzała na niego westalka. Córa „wilczego plemienia“, w której żyłach płynęła krew długiego szeregu wojowników, odczuwała męstwo żołnierskie.
Teraz dopiero spostrzegła na czole wojewody szeroką bliznę, zakrytą, w części włosami, które, rozdzielone na środku czaszki, spadały w puklach na ramiona.
— Widzę, że twojej głowy dotknęły skrzydła śmierci — wyrzekła.
Wojewoda uśmiechnął się niedbale.
— Podczas ostatniej wojny z Frankami ocierała się ona tak często o mnie, iż zawarliśmy z sobą przymierze.
— I dotrzymała umowy?[1] zapytała Fausta Auzonia.
— Jak dotąd, nie zawiodła mnie ta najlepsza przyjaciółka żołnierza — odparł wojewoda. — Ilekroć tuby wzywały do boju, zanosiłem do niej zawsze prośbę serdeczną. Jeśli ci życie moje potrzebne, weź je, modliłem się, lecz oszczędź mi hańby, niewoli. W ostatniej potyczce, w której brałem udział, zdawało mi się już, że mnie wierna towarzyszka zdradziła. Ale nie. W chwili stanowczej przypomniała sobie moją prośbę.

Fausta Auzonia słuchała uważnie, wpatrując się błyszczącem okiem w młodego wodza. Zajmowała ją widocznie jego opowieść.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak pauzy (—) po słowie.