Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/079

Ta strona została skorygowana.

jej kształty posągowe i zmienił je w posąg rzeczywisty.
Obok dziewicy Westy stał w istocie czarodziej, schylił się nad nią i szeptał do jej ucha miękkie, wonne słowa. Szły one prosto do jej serca, a gdy potrąciły o zapomniany, obowiązkami kapłanki przywalony hymn młodości, przepełniły je niewymownie słodką pieśnią.
Fausta Auzonia słyszała w sobie ciche granie, jak gdyby każda kropla jej krwi śpiewała. Coś budziło się w niej, kiełkowało, a było to coś tak rozkosznego, że poddawała się bez oporu tej przemianie.
Czarodziej pochylał się nad nią coraz niżej, szeptał coraz namiętniej. Miał on u ramion złote skrzydełka, a w ręku łuk napięty. Na jego śniadej, jasnym włosem obramowanej twarzy, żarzyły się czarne oczy wojewody.
Fausta Auzonia zapomniała w tej chwili o przepaści, jaka ją dzieliła od chrześcianina. Jej rzymska dusza uśmiechała się serdecznie do walecznego żołnierza, który zawarł przymierze ze śmiercią.
Wtem zaszeleściła kotara i na dziedziniec wbiegł ktoś szybkim krokiem.
— Bogini wzywa Twoją Świątobliwość do świątyni — wyrzekła niewolnica.
Fausta Auzonia otworzyła powieki szeroko i patrzała jakiś czas na sługę nieprzytomnym wzrokiem