Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/084

Ta strona została skorygowana.

Tak odświeżony, przeszedł Kajusz Juliusz do pokoiku, przylegającego do sypialni. I tu nie było sprzętów zbytkownych. Duże krzesło z poręczami, mały stolik i dwie ogromne skrzynie tworzyły całe umeblowanie.
Senator brał z rąk Galla jedwabne suknie i ubierał się sam. Włożył na siebie dwie tuniki, krótszą pod spód, dłuższą na wierzch, a na nogi wysokie białe trzewiki i przymocował je do łydki, aż pod kolano, szerokiemi, purpurowemi taśmami.
Wsunąwszy na serdeczny palec lewej ręki jeden tylko pierścień, zwyczajną złotą obrączkę z portretem cesarza Walentyniana, przejrzał się w polerowanej srebrnej płycie i udał się do sali.
Czekała na niego służba, ustawiona po obu stronach ołtarza domowego, na którym żarzyły się węgle pokryte popiołem.
Licznym nie był dwór Kaja Juliusza. Nie miał on śpiewaków, śpiewaczek i tancerek, hystryonów i astrologów. Lektor, rządca, dozorca niewolników, kucharz, ogrodnik, dwóch woźniców, czterech tragarzów, wywoływacz i sześciu wyrostków, przydzielonych do kuchni i ogrodu, stanowiły całe otoczenie senatora. Każdy zamożniejszy plebejusz zatrudniał więcej ludzi.
Kajus Juliusz zasłonił głowę białym welonem i zbliżył się do ołtarza. Podniósłszy ręce do góry, modlił się szeptem wśród głębokiego milczenia służby.
Kiedy skończył cichą rozmowę z geniuszem domu, rzucił na węgle garść ziarn pszenicznych i wylał kilka kropel wina. Jego twarz zachowała pod-