Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/088

Ta strona została skorygowana.

stwa dla wszystkich awanturników lasów germańskich.
Lękając się bezustannie zemsty starego Rzymu, otoczyli się cudzoziemcami, zabroniwszy potomkom rodów historycznych służby w legionach.
Jakże miał on, Kajus Juliusz Strabo, przywiązany z takiem oddaniem do świetnej przeszłości Rzymu, jak najlepszy syn do najlepszej matki, sprzyjać religii, która lekceważyła tę przeszłość, burząc je urządzenia?
Gdyby chrześciaństwo było tylko odmienną formą czci bogów, nie byłby czuł do niego niechęci. Tyle rozmaitych kultów chwaliło w Rzymie mieszkańców niebieskich po swojemu i nikt nie ograniczał ich swobody. Byle uznawały w Jowiszu Kapitolińskim ojca bogów i nie odwodziły poddanych państwa od obowiązków obywatelskich, mogły składać ofiary, komu tylko chciały. Fanatyzm religijny nie pobudzał nigdy prawdziwych Rzymian do czynów gwałtownych, tem zaś mniej w czwartem stuleciu, w którem filozofia wystudziła dawno żarliwość pierwotną.
Ale ten „zabobon wschodni” nie był tylko kultem religijnym, co rozumiał już Marek Aureliusz, Fronton i wszyscy wybitniejsi patryoci drugiego stulecia. Był to nowy porządek społeczny, tak wręcz, przeciwny dawnemu, iż nie mógł obok niego zgodnie istnieć.
Czuli to dobrze wielbiciele przeszłości rzymskiej czwartego stulecia, począwszy od mężów tak światłych, jak Julian Apostata, aż do ostatniego klienta, pochodzącego z krwi łacińskiej i dlatego śledzili zawistnem okiem szybki rozwój chrześciaństwa.