Wesoło roześmiał się Kajus Juliusz. Zbliżywszy, się do jednej z szaf, wydobył z niej jakieś gliniane, naczynie i podniósł je do góry.
— Podziwiaj! — wyrzekł tryumfująco.
Oczy jego błyszczały, twarz ożywiła się.
Konstancyusz Galeryusz przypatrzył się naczyniu z jednej strony, obszedł je dokoła, obejrzał z drugiej strony i wyrzekł:
— Skorupa!
— O ty niedźwiedziu z lasów Recyi — mówił Kajus Juliusz — więc ciebie nie zachwyca półmisek z czasów Tarkwiniusza Pysznego? Czy słyszysz? Za czasów Tarkwiniusza Pysznego używali nasi praojcowie takich półmisków.
— Moje psy jedzą na lepszych naczyniach — wyrzekł, śmiejąc się Konstancyusz Galeryusz.
— Barbarzyńco! — zawołał Kajus Juliusz. — Nie dla twoich tępych oczu taka świętość.
Chciał schować naczynie do szafy, ale go patrycyusz powstrzymał.
Naucz-że mnie sztuki poznawania tych cudów — mówił — abym mógł wtrącić mądre słówko, gdy będą u Symmacha rozprawiali o starożytnościach. Aż mnie wstyd, że muszę wtedy zawsze milczeć.
Nachylili się obaj nad półmiskiem z czasów Tarkwiniusza Pysznego. Kajus objaśniał znaki, po których się poznaje naczynia z owej epoki; Konstancyusz słuchał uważnie.
Kiedy tak stali, zbliżeni do siebie głowami, uchyliła drobna, biała ręka kotary, zasłaniającej pracownię od strony dziedzińca i dwoje dużych, nie-
Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/097
Ta strona została skorygowana.