Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/124

Ta strona została skorygowana.

synami Bożymi. Niech miecz twój nie przelewa bez potrzeby krwi, jeżeli nie chcesz zginąć od miecza.
Kiedy się wojewoda znalazł przed pałacem, odetchnął. Doznał on uczucia ptaka, wypuszczonego z klatki. Badawcze oczy biskupa skrępowały jego ruchy, łagodne słowa przypomniały mu pokorną uległość katakumb.
Nie przekonał go Syrycyusz... On miałby oszczędzać pogan, wrogów prawdziwego Boga? Nie miłuje Boga, kto pozwala Go lekceważyć...
Wojewoda skinął na jednego z żołnierzów.
— Wy rozkazaliście panie — odezwał się stary Alleman, który przybył za panem z Wienny do Rzymu.
— Potrzeba mi człowieka zręcznego, obeznanego ze stosunkami Rzymu — mówił wojewoda. — Ten człowiek powinien wiedzieć wszystko, co się dzieje u bałwochwalców, mieć uszy długie i oczy lisa. Czy zrozumiałeś mnie, stary?
— Ten człowiek zgłosi się wkrótce po wasze rozkazy, panie — odparł żołnierz.
— Do domu! — zawołał wojewoda i wskoczył na rydwan.
Nie, on nie może oszczędzać pogan... powtarzał sobie w duszy. Jemu nie wolno być pobłażliwym dla bałwochwalców. A jednak... O miłości nieprzyjaciół mówił Syrycyusz, najwyższy sędzia w sprawach wiary chrześciańskiej, zastępca świętego Piotra na ziemi...
Nie rozumiałżeby on, syn barbarzyńcy, zasad nauki Chrystusowej?...