Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/125

Ta strona została skorygowana.



V.



Dziewiątego dnia po zaślubinach córki Symmacha z młodszym Flawianem, brzęczał Rzym, jak las, w gorący dzień lipca.
Wszystkiemi ulicami, z wschodu, zachodu, południa i północy, napływały od samego rana takie tłumy, że zalały stolicę w przeciągu kilku godzin aż po brzegi. Cisnęły się lektyki i wozy, pokryte kurzem dalekiej drogi, szli piesi i konni, senatorowie i rycerze, mieszczanie i osadnicy.
Pachołkowie miasta, strzegący bram, spoglądali po sobie zdziwieni. Nawet zeszłoroczny tryumf imperatora Teodozyusza nie zwabił tylu ciekawych. A byli między nimi tacy, których strażnicy nie spotykali nigdy w obrębie murów Rzymu. Przybywali mężowie, ubrani w staroświeckie tuniki, wyszłe dawno z użycia, jadący na rydwanach z czasów Konstantyna. Przybywali widocznie z jakichś zapadłych kątów Italii, gdzie troszczono się bardzo mało o krój sukni i kształt wozów.