Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

gdybyś nie umiał wnikać w cudze myśli. Mówisz do mnie, jak gdybyś mnie nie rozumiał, chociaż wiesz równie dobrze, jak ja, że ten pogrzeb nie jest zwykłym obrzędem religijnym. To jawny bunt, to podstępnie obmyślana zniewaga, zwrócona przeciwko świętym osobom boskich i wiecznych imperatorów. Dlaczego usiłujesz mnie odwieść z drogi obowiązku? Słyszałem w mieście, że Nikomachus Flawianus jest mężem uczciwym.
I pogardliwy uśmiech przewinął się po ustach wojewody.
Prefekt dostrzegł ten znak lekceważenia. Fabricyusz odgadł w jego słowach zdradę i gardził nią. Nowy człowiek, syn barbarzyńcy, był szlachetniejszym od niego, od patrycyusza...
I znów pochylił Flawianus głowę, ale tym razem w celu ukrycia gorącego rumieńca, który palił jego czoło ogniem wstydu.
Męczyła go rozmowa z chrześcianinem, obrażał go jego ton bezwględny, a jednak musiał nad sobą panować. Od tego, co naczelnik siły zbrojnej Italii dziś postanowi, zależy przyszłość Rzymu. Gdyby chciał przeszkodzić pogrzebowi, przyspieszyłby przebieg wypadków. Podrażnione tłumy rzuciłyby się bez wątpienia na wojsko, a wówczas przysłałby Teodozyusz swoich Gotów i zdeptałby zwolenników dawnego porządku, zanimby się oni zdołali przygotować do obrony.
Szybko ogarnął Flawianus położenie. On czcił prawdę, ale więcej od niej miłował przyszłość Rzymu. Dla niej, dla tej najdroższej kochanki swojej, znosił cierpliwie obelgi chrześcianina i szukał wybiegu.